Jak już
napisałam w poprzedniej notce, wyjechałam na majówkę „do lasu z psem”, tak to
określam. Był to pierwszy wyjazd Loci z nocowaniem poza domem, jeszcze nigdy
nie wyjechała na żadne wakacje. Spodziewałam się, że będzie przerażona i że
wyjazd będzie nieudany, gdyż, jak już mówiłam, był to pierwszy w życiu jej taki
wyjazd, wyjechaliśmy na dość długo – 5 dni, od domu dzieliły nas 2 godziny
jazdy samochodem, a w dodatku nie jechała z nami mama, lubiany bardzo przez
Locę członek stada. Jak to wszystko się do siebie doda, wychodzi, że Loce nie
zbyt by się tam podobało, dopisując jeszcze, iż jest to pies z zaburzeniami
behawioralnymi i bardzo strachliwy. Lecz podjęliśmy ryzyko, chcieliśmy, bo Loca
przed obozem miała jak najwięcej takich doświadczeń. I co? Udało się!
Gdy
wysiedliśmy z samochodu Loca była trochę
niepewna, więc poszłam z nią na mały spacerek, a chłopacy (brat i tata)
rozpakowywali samochód. Golden zaczął
stawiać łapki na szyszkach, wąchać drzewa, brać do pyska kije… Nie, naprawdę
nie spodziewałam się takiej reakcji, znając ją. Bardzo jej się w lesie
podobało, cały czas ciągnęła, by dosięgnąć do wartych powąchania miejsc.
Póki była
w takim dobrym nastroju, postanowiłam oswoić ją trochę z domkiem. Na początku
zaparła się tuż przed ok jedno metrowymi schodami. Nie były to duże schody, ale
już przywykłam do niepewności Loci. Tata wciągał ją na górę trochę na siłę, ja
stałam na szczycie i wabiłam ją smakołykiem. No, co prawda na siłę, ale w końcu
wlazła, i stanęła przed drzwiami.
Opis ośrodka: ośrodek wczasowy położony w lesie
mieszanym, tuż przy jeziorze. Jest to bardzo mało ekskluzywny ośrodek, ale
bardzo bliski mojemu sercu. Jeżdżę tam od ponad 10 lat, i mam do tego miejsca ogromny
sentyment. Mieszkanie tam jest przygodą, gdyż nie jest to miejsce dla ludzi
lubiących wygody. Ja znacznie lubię mieszkanie w takim lesie, niż w
5-gwiazdkowym hotelu. Pewnie części z Was nie zadowoliło by mieszkanie tam.
Dlaczego?
15 małych,
trzy-pokojowych domków, pozbawionych toalety, a nawet kranu. Nie ma dostępu do
Internetu ani telewizora. Jedna toaleta stanowi budkę, druga jest natomiast
duża z prysznicami.
Przyjazne
miejsce, dla dzieci są tam huśtawki i trampolina.
Niebogate,
prawda? A jednak tak bardzo je kocham.
Chodziliśmy
na ryby, spacery, wędrówki. Rzucałam Loce różne kije i patyki, ku jej wielkiemu
szczęściu. Misiek spał koło łóżka brata, gdyż sami ustanowiliśmy jej to
miejsce. Uczyliśmy jej zostawania samą w nowym miejscu – na początku trochę
drapała w drzwi i wyła, ale potem się uspokajała. Jednak cały czas była
niespokojna i siedziała przy drzwiach, oczekując na powrót opiekuna.
Raz, gdy
byliśmy na rybach, był z nami na mostku bardzo miły pan. Tak naprawdę była to
dawna miłość mojej mamy ;)
Wzięliśmy
wtedy psinę, która biegała beztrosko przy brzegu, bojąc się jednak wejść na
pomost. Raz weszła, ale od razu się wycofała.
Widać
było, że bardzo kocha psy, i od razu obdarował Locę swoimi… rybami. Zdechłymi,
oczywiście. Piesa (tak mówimy z tatą na suczkę ^^) była zaintrygowana,
zainteresowana ciekawymi, obślizgłymi zabawkami. Bardziej bawiła się nimi, niż
jadła je. Niedobrze mi było, jak patrzałam, jak rybi ogon wystaje jej z pyska…
Szkoda, że nie wzięłam wtedy aparatu.
Loce
jednak ryby nie zasmakowały – odgryzła tylko jednej ogon i zostawiła w spokoju.
Ach, moja
krew! J
Ośrodka
strzegł pewien owczarek alzacki, Figaro, jeśli dobrze usłyszałam. Bardzo
zaintrygowała mnie osobowość tego psa, a nawet sama postać. Trochę przychudy, z
jednym uchem oklapniętym, jednak na alzaka wyglądał. Gdy tylko przechodziłam
koło jego budy, zrywał się natychmiast, szczekając donośnie. Wszyscy się go
bali. Ale jednak… W oku tego psa dostrzegałam jakby przyjazny błysk.
Uznalibyście mnie pewnie za wariatkę, której stróż wydaje się dobrodusznym
przyjacielem, gdyby nie fakt, że machał ogonem. Tak jakby brakowało mu miłości.
Miłości. Cały dzień przykuty do budy, owczarek niemiecki, którego wszyscy się
bali. Alzak, którego nikt nie kochał. Właściciel z tylko paroma zębami raz
przechodził koło nas na spacerze. Loca była wtedy spuszczona.
Spuszczona.
I chciała
się z nim bawić.
On jednak
z kłami się rzucił na Locę, która wystraszona schowała się za moimi nogami,
nadal jednak merdając ogonem. Wydawało
mi się wtedy, że ona także wierzy, że ten pies ma dobre serce, lecz brakuje mu
po prostu miłości.
I tresury.
Dobrego przewodnika. Dobrej socjalizacji.
I miłości.
Kleszcze.
Kleszcze w
lesie. Kleszcze atakują.
Jak ja ich
nienawidzę! Wredne paskudztwa uczepiły się Loci jak kot kłębka wełny. Najpierw
jeden dopadł łepek… Potem dwa kolejne klatkę piersiową… A przecież Loca była
zabezpieczona przeciw kleszczą oraz pchłom! A może jednak tylko przeciw pchłą…
Ale raczej to pierwsze.
Ale gdybym
ja miała boksera, charcika, albo wyżła! Tam wszystkie kleszcze widać od razu.
Ale ja mam sierściucha, którego bardzo kocham, ale najchętniej ogoliła bym go
na łyso. Jak ja w tej kupie kłaków mam cokolwiek znaleźć? Jak kudłacz
codziennie łaził po chaszczach! Ona ma taką gęstą sierść…
A
najgorsze, że… te kleszcze… się rozmnożyły! Zawsze przy jednym dużym kleszczu
znajdowałam jednego maleńkiego, ale teraz mam. Mam całą gromadkę, stadko,
kleszczą watahę.
Ale jest
jeden plus. Loca przyczyniła się do rozwoju nowego życia.
Kogo ja
oszukuję! Też mi plus! W ogromie psich kłaków łażą jakies małe, nędzne pokraki,
które zaraz wyssają niczym wampiry całą krew z mojej Loci.
No dobra,
koniec, bo Was zanudzę. Już jest ponad 900 słów. Ale cieszę się, że udało Wam
się doczytać do końca.
Loca uśmiechnięta - na pewno jej się spodobała ta wyprawa - las,powietrze - tylko pozazdrośćić - pozdrawiam :))
OdpowiedzUsuńale zadowolenie bije z pyska :) piękna majówka! :)
OdpowiedzUsuńMnie tam takie warunki polowe absolutnie nie przeszkadzają. Przeciwnie, to najlepszy sposób, by naprawdę odpocząć od codzienności, wyciszyć się i usamodzielnić. :) Bliskość natury ma wprawdzie wady, jak choćby nieznośne komary i kleszcze, ale warto podjąć to ryzyko. Trzeba sobie radzić, a nie bawić w wynajdywanie kolejnych problemów, bo z pewnością to nie umili pobytu na świeżym powietrzu.
OdpowiedzUsuńLoca pierwsze lody przełamała i po zdjęciach widać, że szczęśliwa. :) Szczególnie przekonuje mnie o tym ostatni portret. (:
Tak, ta ostatnia fotka zawsze mnie rozczula ;)
UsuńWyluzowany piesek ^^
dziękujemy za miłe słowa :)
OdpowiedzUsuńI nawzajem ; )
UsuńOch jak ja ci zazdroszczę takiej majówki! Mnie ny się podobał ten obóz. Las to mój drugi dom. W końcu mieszka się przy nim xD
OdpowiedzUsuńOch kleszcze to problem który jest nie do rozwiązania. Mojego psiaka one tak nie dotykają, gorzej z kotką.
Po zdjęciach widać że Loci się tam podobało ^^
Mam nadzieję ;D
UsuńJa też mieszkam przy lesie, ale takim marnym..
Uwielbiam takie wyjazdy. Dziwne, że Loca nie lubi rybek, moje uwielbia je tak samo jak mięso, a najbradziej pstrągi :)) Mniammm. (Mamy coś wspólnego)
OdpowiedzUsuńCo do kleszczy to zgodze się, że są strasznie męczące :/ Przydało by się jakiś preparat kupić.
Tak, już z mamą podałyśmy. Niestety po wyjeździe, a z tatą wychaczyliśmy jeszcze z cztery kleszcze... Masakra, potwory normalnie.
UsuńWłaściciel Figaro mówił, że alzak je tylko ryby smażone :D
Też psy mają upodobania... ; )