niedziela, 6 maja 2012

Majówka


Jak już napisałam w poprzedniej notce, wyjechałam na majówkę „do lasu z psem”, tak to określam. Był to pierwszy wyjazd Loci z nocowaniem poza domem, jeszcze nigdy nie wyjechała na żadne wakacje. Spodziewałam się, że będzie przerażona i że wyjazd będzie nieudany, gdyż, jak już mówiłam, był to pierwszy w życiu jej taki wyjazd, wyjechaliśmy na dość długo – 5 dni, od domu dzieliły nas 2 godziny jazdy samochodem, a w dodatku nie jechała z nami mama, lubiany bardzo przez Locę członek stada. Jak to wszystko się do siebie doda, wychodzi, że Loce nie zbyt by się tam podobało, dopisując jeszcze, iż jest to pies z zaburzeniami behawioralnymi i bardzo strachliwy. Lecz podjęliśmy ryzyko, chcieliśmy, bo Loca przed obozem miała jak najwięcej takich doświadczeń. I co? Udało się!

Gdy wysiedliśmy  z samochodu Loca była trochę niepewna, więc poszłam z nią na mały spacerek, a chłopacy (brat i tata) rozpakowywali samochód.  Golden zaczął stawiać łapki na szyszkach, wąchać drzewa, brać do pyska kije… Nie, naprawdę nie spodziewałam się takiej reakcji, znając ją. Bardzo jej się w lesie podobało, cały czas ciągnęła, by dosięgnąć do wartych powąchania miejsc.

Póki była w takim dobrym nastroju, postanowiłam oswoić ją trochę z domkiem. Na początku zaparła się tuż przed ok jedno metrowymi schodami. Nie były to duże schody, ale już przywykłam do niepewności Loci. Tata wciągał ją na górę trochę na siłę, ja stałam na szczycie i wabiłam ją smakołykiem. No, co prawda na siłę, ale w końcu wlazła, i stanęła przed drzwiami.


Opis ośrodka: ośrodek wczasowy położony w lesie mieszanym, tuż przy jeziorze. Jest to bardzo mało ekskluzywny ośrodek, ale bardzo bliski mojemu sercu. Jeżdżę tam od ponad 10 lat, i mam do tego miejsca ogromny sentyment. Mieszkanie tam jest przygodą, gdyż nie jest to miejsce dla ludzi lubiących wygody. Ja znacznie lubię mieszkanie w takim lesie, niż w 5-gwiazdkowym hotelu. Pewnie części z Was nie zadowoliło by mieszkanie tam. Dlaczego?
15 małych, trzy-pokojowych domków, pozbawionych toalety, a nawet kranu. Nie ma dostępu do Internetu ani telewizora. Jedna toaleta stanowi budkę, druga jest natomiast duża z prysznicami.
Przyjazne miejsce, dla dzieci są tam huśtawki i trampolina.
Niebogate, prawda? A jednak tak bardzo je kocham.





Chodziliśmy na ryby, spacery, wędrówki. Rzucałam Loce różne kije i patyki, ku jej wielkiemu szczęściu. Misiek spał koło łóżka brata, gdyż sami ustanowiliśmy jej to miejsce. Uczyliśmy jej zostawania samą w nowym miejscu – na początku trochę drapała w drzwi i wyła, ale potem się uspokajała. Jednak cały czas była niespokojna i siedziała przy drzwiach, oczekując na powrót opiekuna.
Raz, gdy byliśmy na rybach, był z nami na mostku bardzo miły pan. Tak naprawdę była to dawna miłość mojej mamy ;)
Wzięliśmy wtedy psinę, która biegała beztrosko przy brzegu, bojąc się jednak wejść na pomost. Raz weszła, ale od razu się wycofała.
Widać było, że bardzo kocha psy, i od razu obdarował Locę swoimi… rybami. Zdechłymi, oczywiście. Piesa (tak mówimy z tatą na suczkę ^^) była zaintrygowana, zainteresowana ciekawymi, obślizgłymi zabawkami. Bardziej bawiła się nimi, niż jadła je. Niedobrze mi było, jak patrzałam, jak rybi ogon wystaje jej z pyska… Szkoda, że nie wzięłam wtedy aparatu.
Loce jednak ryby nie zasmakowały – odgryzła tylko jednej ogon i zostawiła w spokoju.
Ach, moja krew! J








Ośrodka strzegł pewien owczarek alzacki, Figaro, jeśli dobrze usłyszałam. Bardzo zaintrygowała mnie osobowość tego psa, a nawet sama postać. Trochę przychudy, z jednym uchem oklapniętym, jednak na alzaka wyglądał. Gdy tylko przechodziłam koło jego budy, zrywał się natychmiast, szczekając donośnie. Wszyscy się go bali. Ale jednak… W oku tego psa dostrzegałam jakby przyjazny błysk. Uznalibyście mnie pewnie za wariatkę, której stróż wydaje się dobrodusznym przyjacielem, gdyby nie fakt, że machał ogonem. Tak jakby brakowało mu miłości. Miłości. Cały dzień przykuty do budy, owczarek niemiecki, którego wszyscy się bali. Alzak, którego nikt nie kochał. Właściciel z tylko paroma zębami raz przechodził koło nas na spacerze. Loca była wtedy spuszczona.
Spuszczona.
I chciała się z nim bawić.
On jednak z kłami się rzucił na Locę, która wystraszona schowała się za moimi nogami, nadal jednak merdając ogonem.  Wydawało mi się wtedy, że ona także wierzy, że ten pies ma dobre serce, lecz brakuje mu po prostu miłości.
I tresury. Dobrego przewodnika. Dobrej socjalizacji.
I miłości.


Wszystko było by na miejscu, gdyby nie jeden fakt.
Kleszcze.
Kleszcze w lesie. Kleszcze atakują.
Jak ja ich nienawidzę! Wredne paskudztwa uczepiły się Loci jak kot kłębka wełny. Najpierw jeden dopadł łepek… Potem dwa kolejne klatkę piersiową… A przecież Loca była zabezpieczona przeciw kleszczą oraz pchłom! A może jednak tylko przeciw pchłą… Ale raczej to pierwsze.
Ale gdybym ja miała boksera, charcika, albo wyżła! Tam wszystkie kleszcze widać od razu. Ale ja mam sierściucha, którego bardzo kocham, ale najchętniej ogoliła bym go na łyso. Jak ja w tej kupie kłaków mam cokolwiek znaleźć? Jak kudłacz codziennie łaził po chaszczach! Ona ma taką gęstą sierść…
A najgorsze, że… te kleszcze… się rozmnożyły! Zawsze przy jednym dużym kleszczu znajdowałam jednego maleńkiego, ale teraz mam. Mam całą gromadkę, stadko, kleszczą watahę.
Ale jest jeden plus. Loca przyczyniła się do rozwoju nowego życia.
Kogo ja oszukuję! Też mi plus! W ogromie psich kłaków łażą jakies małe, nędzne pokraki, które zaraz wyssają niczym wampiry całą krew z mojej Loci.




No dobra, koniec, bo Was zanudzę. Już jest ponad 900 słów. Ale cieszę się, że udało Wam się doczytać do końca.
Pozdrawiam!


I jak Loca? Podobało się? ;)

10 komentarzy:

  1. Loca uśmiechnięta - na pewno jej się spodobała ta wyprawa - las,powietrze - tylko pozazdrośćić - pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
  2. ale zadowolenie bije z pyska :) piękna majówka! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie tam takie warunki polowe absolutnie nie przeszkadzają. Przeciwnie, to najlepszy sposób, by naprawdę odpocząć od codzienności, wyciszyć się i usamodzielnić. :) Bliskość natury ma wprawdzie wady, jak choćby nieznośne komary i kleszcze, ale warto podjąć to ryzyko. Trzeba sobie radzić, a nie bawić w wynajdywanie kolejnych problemów, bo z pewnością to nie umili pobytu na świeżym powietrzu.
    Loca pierwsze lody przełamała i po zdjęciach widać, że szczęśliwa. :) Szczególnie przekonuje mnie o tym ostatni portret. (:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ta ostatnia fotka zawsze mnie rozczula ;)
      Wyluzowany piesek ^^

      Usuń
  4. Och jak ja ci zazdroszczę takiej majówki! Mnie ny się podobał ten obóz. Las to mój drugi dom. W końcu mieszka się przy nim xD
    Och kleszcze to problem który jest nie do rozwiązania. Mojego psiaka one tak nie dotykają, gorzej z kotką.
    Po zdjęciach widać że Loci się tam podobało ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję ;D
      Ja też mieszkam przy lesie, ale takim marnym..

      Usuń
  5. Uwielbiam takie wyjazdy. Dziwne, że Loca nie lubi rybek, moje uwielbia je tak samo jak mięso, a najbradziej pstrągi :)) Mniammm. (Mamy coś wspólnego)
    Co do kleszczy to zgodze się, że są strasznie męczące :/ Przydało by się jakiś preparat kupić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, już z mamą podałyśmy. Niestety po wyjeździe, a z tatą wychaczyliśmy jeszcze z cztery kleszcze... Masakra, potwory normalnie.
      Właściciel Figaro mówił, że alzak je tylko ryby smażone :D
      Też psy mają upodobania... ; )

      Usuń